"On ma osobny styl, osobną formę, czarujący dźwięk, jakieś nowe niespodziane ze sfer wyższych, a może i najwyższych czerpane modulacje. Słowem posiada to wszystko, czego przed nim nikt w swoich dziełach ani nie okazał, ani zamarzył. On jest ‘solus et unicum’. A zatem postawienie jakiegokolwiek bądź imienia obok Chopina jest usiłowaniem bezsilnem". Tak na łamach "Gazety Muzycznej i Teatralnej" w 1865 roku pisał Ignacy Feliks Dobrzyński – kompozytor, dyrygent i pianista, który pobierał nauki u Józefa Elsnera, i który budził u pedagoga większe nadzieje od innego studenta – Fryderyka Chopina.
Historia muzyki zna liczne przykłady twórców, którzy porzucali kariery lekarzy, wojskowych lub związanych z innymi bardziej praktycznymi zawodami na rzecz muzyki. W przypadku Dobrzyńskiego było inaczej. Wprawdzie od najmłodszych lat uczył się gry na skrzypcach, harmonii i kontrapunktu, jednak Dobrzyński wcale nie chciał zawodowo wiązać się z muzyką. Planował natomiast karierę lekarską, którą pokrzyżowała mu choroba ojca. Zmuszony do podjęcia pracy w charakterze nauczyciela gry na fortepianie odsunął na bok myśli o studiach medycznych. Z rodzinnego Romanowa w połowie lat 20. XIX wieku Dobrzyński przyjechał do Warszawy, gdzie rozpoczął prywatnie naukę u Józefa Elsnera. Znał więc Fryderyka Chopina, ale na jakim poziomie utrzymywała się ich relacja, do dziś trudno to ustalić i prowadzi się o to spory.
Oczywiście z historycznego punktu widzenia idealnie byłoby, gdyby dwóch najwybitniejszych uczniów Elsnera przyjaźniło się ze sobą i utrzymywało jak najlepsze stosunki. Niestety, nie ma na to wystarczających dowodów, a źródła raczej wskazują na to, że obaj kompozytorzy byli sobie obojętni. Artyści nie korespondowali ze sobą, w zachowanych listach ani Dobrzyński, ani Chopin nie wspominają o sobie nawzajem. Jan Ekier sądził, że skoro Dobrzyński napisał "Marsz żałobny na śmierć Fryderyka Chopina op. 66", to stanowi to wystarczający dowód na przyjazne stosunki obu kompozytorów, Maria Szramska-Figaj twierdzi natomiast, że fakt ten nie może o tym świadczyć, wszak marsz żałobny był typową kompozycją okolicznościową, a okoliczność śmierci Chopina wcale nie stanowi solidnej podstawy do wyciągania wniosków o bliskiej relacji obu twórców.
Pytanie o stosunki Dobrzyńskiego i Chopina powraca przy omawianiu Koncertu fortepianowego As-dur op. 2 starszego z kompozytorów. Dzieło, które napisane zostało w 1824 roku na prawykonanie czekało aż 162 lata, a po raz pierwszy zostało zarejestrowane dopiero 30 lat temu. Koncert ten okazał się być bardzo dobrze skomponowanym, niezwykle efektownym wczesnoromantycznym utworem i musiał silnie wpłynąć na młodego Fryderyka Chopina, który swoje Rondo a la Krakowiak op. 14 oraz oba koncerty fortepianowe napisał kolejno 4 i 5 lat później. Po prawykonaniu Koncertu As-dur op. 2 w 1986 roku słuchaczom i badaczom narzuciły się podobieństwa brzmieniowe z muzyką na fortepian i orkiestrę Chopina. Pojawiły się hipotezy dotyczące inspiracji Chopina dziełem Dobrzyńskiego, niektóre źródła wskazują na to, że Dobrzyński udzielił Chopinowi pomocy w instrumentacji koncertów, inne teksty idą jeszcze krok dalej. Mianowicie jeden z pierwszych biografów Chopina Ferdynand Hoesick pisał w swojej chopinowskiej monografii o tym, jakoby Dobrzyński miał się chwalić tym, że cała instrumentacja koncertów Chopina wyszła spod jego pióra. Faktem jest, że Dobrzyński był wybitnym orkiestratorem, ale gdzie leży prawda, tego pewnie już się nie dowiemy.
Choć samych twórców nie łączyły więzy wielkiej przyjaźni, to, jak widać, na gruncie muzycznym mieli ze sobą bardzo wiele wspólnego. Sam Dobrzyński ponadto wiele lat po śmierci swojego kolegi ze szkolnej ławy publicznie o Chopinie mówił w samych superlatywach.