Teraz na antenie

undefined - undefined

Następnie

undefined - undefined

Warszawski fortepian Chopina - koncert

17 marca 2018 roku w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej odbył się koncert, prezentujący niedawno ukończoną rekonstrukcję fortepianu cenionego dziewiętnastowiecznego warszawskiego producenta Fryderyka Buchholtza – instrumentu, który znajdował się w prywatnym posiadaniu rodziny Chopinów w ostatnich latach pobytu Fryderyka Chopina w Warszawie.

Warszawski fortepian Chopina - koncert Foto: materiały promocyjne NIFC

Dwudziestoletni Fryderyk musiał bardzo lubić ten swój – jak mawiał – „pantalion”, skoro wybrał go na prawykonanie Koncertu fortepianowego f-moll, podczas swego pierwszego publicznego koncertu kompozytorskiego w Teatrze Narodowym (wydarzenie z 17 marca 1830, drugie nastąpiło 5 dni później). Jakkolwiek krytycy potem prześcigali się w wymyślnym komplementowaniu kompozytora, a porównania do Mozarta wcale nie należały do wyjątków, to Karola Kurpińskiego, który tego wieczoru pełnił funkcję dyrygenta, Chopin jako solista chyba nieco rozczarował. Zdaje się świadczyć o tym zwięzła notatka z Dziennika prywatnego niektórych czynności teatralnych za lata 1827-1830, w której pod datą 17 marca 1830 Kurpiński zanotował:

"Środa. Z rana stopni 2.  W południe 7. Pogoda. Wiatr niemały północno-zachodni. Z rana była próba z koncertu fortepianowego pana Chopin. Wieczorem liczna publiczność (bo nawet zapełniła miejsce orkiestry) z wielkimi oklaskami przyjmowała kompozycje i grę młodego artysty. Sam instrument nie był dogodny dla tak obszernego miejsca."

Odczucia Kurpińskiego potwierdził też sam Chopin w napisanym 10 dni później liście do przyjaciela, Tytusa Wojciechowskiego:

"(…) Twoje jedno spojrzenie po każdym koncercie byłoby mi więcej jak wszystkie pochwały gazeciarzów, Elsnerów, Kurpińskich, Soliwów itd. Zaraz po odebraniu listu od Ciebie chciałem opisywać Ci pierwszy koncert, ale tak byłem roztargniony i zajęty preparatywami do drugiego, który zaraz w poniedziałek dałem, żem zasiadłszy nie mógł myśli zebrać do kupy. I dziś wprawdzie jeszcze tak jestem, – ale już nie będę czekał chwili spokojnego umysłu, tak rzadkiej dla mnie chwili, bo poczta odejdzie. Pierwszy więc koncert, lubo był pełny i od 3-ch dni naprzód ani lóż ani krzeseł nie było, nie zrobił na massie wrażenia, jakem ja rozumiał. – Pierwsze Allegro, dla małej liczby przystępne, zyskało brawo, ale jak mi się zdaje dlatego, że trzeba się było dziwić, co to jest! – i niby udawać koneseurów! – Adagio i Rondo największy efekt sprawiło, tu już szczersze okrzyki dały się słyszeć (…). Kurpiński uważał tego wieczora nowe piękności w moim Koncercie, a (…) Elsner żałował, że mój pantalion głuchy i że basowych pasaży słychać nie było. Tego wieczora, o ile paradysowi i ci, co w orkiestrze stali, byli zadowoleni, o tyle parter narzekał na ciche granie – i chciałbym być u Kopciuszka, żeby słyszeć debata, jakie się musiały toczyć o moją osobę. Dlatego to Mochnacki w „Kurierze Polskim”, wychwaliwszy mię pod niebiosa, a szczególniej Adagio, na końcu radzi więcej energii. Domyśliłem się, gdzie ta energia siedzi i na drugim koncercie nie na swoim, ale na wiedeńskim grałem instrumencie."

Chopinowski egzemplarz fortepianu Buchholtza nadawał się zatem przede wszystkim do gry salonowej, a więc takiej, jaką nieznoszący tłumów słuchaczy Fryderyk lubił uprawiać najbardziej. Dla rekonstrukcji historycznego wydarzenia jego kopia trafić musiała jednak do sali jeszcze większej niż przed blisko 190 laty. I okazała się kopią doskonałą: ponownie zadowoleni byli "paradysowi" (i "lożowi") - a parter narzekał, że cicho... Choć raczej nie "granie" było ciche, gdyż Krzysztofowi Książkowi trudno odmówić energii. Podobnie, jak towarzyszącej mu orkiestrze, czeskiemu Collegium 1704. Kurpińskiego przy pulpicie dyrygenckim zastąpił Václav Luks. (mg, jp)