Teraz na antenie

undefined - undefined

Następnie

undefined - undefined

Chopin & Viola

Altówka ma wyjątkowo piękny dźwięk. To prawda, nie jest równie błyskotliwa jak skrzypce, ale za to mniej jaskrawa – cieplejsza. Nie jest równie głęboka i bogata, jak wiolonczela, ale bardziej intymna, domowa. Pomysł zagrania utworów kameralnych Chopina z altówką zamiast skrzypiec i wiolonczeli obiecuje więc wejście nie tylko w nowy wymiar brzmienia – lecz jakby w nowy charakter muzykowania. Pozostawiamy na boku wielki styl koncertowy, wchodzimy w przytulny, bliski, rzeczywiście domowy. Chciałoby się powiedzieć: salonowy – gdyby słowo to nie było obciążone szeregiem negatywnych znaczeń, tutaj akurat niemających żadnego zastosowania.

Chopin & Viola CD Foto: okładka płyty

Płyta trojga poznańskich muzyków, Małgorzaty Sajny-Mataczyńskiej na fortepianie, Ewy Guzowskiej na altówce i Tomasza Lisieckiego na wiolonczeli, przedstawia oba najważniejsze kameralne dzieła Chopina: Sonatę wiolonczelową g-moll (z altówką zamiast wiolonczeli) oraz Trio g-moll (gdzie altówka zastępuje skrzypce), siłą rzeczy łączy więc twórczość najwcześniejszą (Trio op. 8) z najpóźniejszą (Sonata op. 65 – ostatnie wielkie dziecko kompozytora, w którym zdaje się szukać nowych dróg ekspresji). Płytę rozpoczyna późna Sonata; to wybitnie efektowne, choć i introwertyczne dzieło zyskuje tym razem oblicze zadziwiająco intymne, ciepłe i łagodne. Ekspresja poprzez brzmienie altówki zdaje się raczej szeptana i śpiewana co najwyżej półgłosem – odmiennie od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w tym utworze, granym przez największych wiolonczelistów.

Trzeba pochwalić pianistkę, której rola jest tu jest niepoślednia i która łatwo mogłaby zdominować altówkę – co jednak nigdy się nie zdarza, fortepian bowiem przede wszystkim współpracuje z partnerem, nie rywalizuje. Nie oznacza to bynajmniej, że w wielu momentach nie wysuwa się na pierwszy plan – tak jednak być powinno, gdyż nader często plan ten ma zarezerwowany w kompozycji. Niekiedy zaś bywa to krok opatrznościowy, gdy w budowanej wspólnymi siłami kulminacji ostatecznie altówce jednak sił nie starcza – fortepian potrafi bez poczucia braku przejąć na siebie cały ciężar ekspresji. To od strony wykonawczej bardzo kompetentne nagranie, pokaz wrażliwej współpracy między muzykami.

Partia wiolonczeli przetranskrybowana została na altówkę przez Tadeusza Goneta i Bogusławę Hubisz-Sielską w 1993 r. – i choć niewątpliwie pozostaje ciekawostką, znalazła się w oficjalnej edycji PWM, w Chopinowskiej antologii, obejmującej dzieła w klasycznej, dawnej redakcji Paderewskiego, Turczyńskiego i Bronarskiego. Znacznie mocniejszą „legitymację” autorską ma nowa wersja Tria fortepianowego, sam pomysł na nią opiera się bowiem na słowach Chopina z listu z 31 sierpnia 1830 r., w którym wspominał, że ze względu na „rezonans” powinien przetranskrybować partię skrzypiec na altówkę – „i do druku”. Ostatecznie Chopin nie podjął tej pracy – ale z pewnością miał rację w kwestii dźwięku. Stopliwość brzmienia altówki i wiolonczeli daje niezwykły efekt, jakby instrumenty smyczkowe miały wspólny głos. Może nam wprawdzie brakować różnorodności, ale warto docenić tę nową jakość – wyjątkową. Jednocześnie jednak Trio, które w tej wersji, opracowanej przez Marcelego Szczerka, zostało włączone do Wydania Narodowego dzieł Chopina (pod red. Jana Ekiera), sięgając od popisowej estetyki stylu brillant (w części powolnej, ale i np. w partii fortepianu części I), do dramatycznego ciężaru beethovenowskiego okazuje się większym wyzwaniem dla muzykowania „domowego”, niż rozbudowana, późna Sonata. Zdaje się, że patetyczny „wielki” styl młodzieńczej kompozycji z trudem jednak przystaje do intymnego języka altówki – zawsze warto jednak sprawdzić efekty. Zwłaszcza że nowy charakter brzmienia jest jednak szczególną wartością, na dodatek idącą w ślad za refleksją kompozytora – może więc jednak znajdzie zdeklarowanych miłośników?


Jakub Puchalski