Teraz na antenie

undefined - undefined

Następnie

undefined - undefined

Katarzyna Hołysz

Katarzyna Hołysz Foto: MAD Photography

Moje pierwsze spotkanie z Chopinem…

Chciałabym powiedzieć, że przesiąknęłam muzyką Mistrza Chopina dziecięciem już będąc, ale to nie byłaby, niestety, prawda. Nie pochodzę z rodziny o głębokich muzycznych tradycjach i nie słuchało się u nas polonezów i mazurków przy posiłkach. Między posiłkami tez zresztą nie. Jednak Chopina utożsamiałam zawsze z Polską, a Polską (Polką) byłam przecież ja. I tu akurat rodzinne, patriotyczne tradycje sięgały bardzo głęboko.

Ponadto Mistrz z Żelazowej Woli zawsze był i jest bardzo wyraźną wizytówką naszej Ojczyzny. Spotykałam Go na każdym kroku. Miałam z Nim małe tête-à-tête spacerując po stolicy, spoglądał na mnie ze znaczków, które zbierałam nałogowo, ze szklanego ekranu, kiedy odbywały się Konkursy Chopinowskie, z radia, które umilało nam czas, kiedy konsekwentnie spędzaliśmy domowe wieczory bez elektryczności.

Teraz stoi nawet na stole podczas imprez towarzyskich. Choć obawiam się, że z tego akurat Chopin specjalnie zadowolony nie jest.


Myślę Chopin, mówię…

Nic nie mówię. Czasami milczenie wyraża znacznie więcej niż słowo. A większość słów przy Chopinie blednie. O Chopinie się nie mówi inaczej, niż nutami i tym, co znajduje się pomiędzy nimi.

 

Mój najbardziej osobisty utwór Chopina…

Nie mam. Osobisty to taki, który bierze się prawie jako swój, może trochę spoufalając się bezczelnie z muzyką i samym kompozytorem. Mogłabym powiedzieć, że najbliższe sercu są pieśni, gdyż ich „dotknęłam” najbliżej, ośmieliłam się przemówić głosem Chopina. Wykonuję je gdy tylko jest ku temu okazja. Są piękne. Choć wydają się proste, wymagają sporo odpowiedzialności od tego, kto je śpiewa – i myśli, i wie, że Chopin też słucha. I może czasem się uśmiechnie.

 

Chopin na współczesnym steinwayu czy na historycznym erardzie, pleyelu, broadwoodzie?

Co kto lubi. Chopin obroni się zawsze.