Niemiły dla ucha dysonans, który rani, zamiast inspirować. Nieskładna fraza. Słyszymy ją, ale nie zachwyca. Brzmienie ilustruje naszą rozmowę ze światem, nasz kontakt z domeną olśnień, odniesień. A może dźwięki są opowieścią: o przeszłości i teraźniejszości, o rozmaitych marzeniach i rozczarowaniach. „Dźwięki bieżące” – tworzą zbiór wydarzeń. Słychać, jak poszczególne segmenty rzeczywistości stają się wspomnieniem, które można rekonstruować i układać, mają swoje natężenie, odpowiednią długość. Obrazy w rytmie budzą skojarzenia i choć o rzeczywistości mówić wprost nie wypada, to każdy rozumie. Znajomo brzmią tony.
W latach 80. ubiegłego wieku Krzysztof Karasek podjął interesującą próbę budowania znaczeń poprzez trop muzyczny. Wprowadził do swego opisu tęsknotę aksjologiczną, by dzięki analizie oddziaływania języka sztuki opowiedzieć prawdę o świecie, w którym wtedy żył. W pochodzącym z 1984 roku wierszu Zła muzyka czytamy:
pomachamy rękami
drewnianego krzyża
przemówią i kamienie
gwiazdy pójdą na ryby
ziemia jak żaba
kąpieli czysty kefir
nawet kulawy diabeł
do pustej kasy nie wleci
Machanie rękami jako próba zwrócenia na siebie uwagi zostaje wzmocnione wprowadzeniem elementu z rejestru wyższego, który z miejsca buduje obraz niesamowity, bo wsparty jakąś głęboko uświadomioną cudownością, kiedy to kamienie zaczynają się ruszać i mówić, a na niebie dokonuje się ponowny proces tworzenia znaków i oddzielania tego, co ziemskie od tego, co wysoko w górze. Odsyła taka figura i do klasycznego zagadnienia potęgi ludzkiej pamięci, i do orfickich zabiegów, które miały na celu ożywianie natury poprzez muzykę i śpiew. Za rogiem czai się jednak niepokojąca perspektywa. Płaska ziemia, mętna woda, świat w swojej nieprzenikalności, gdzie nawet wszędobylski diabeł (np. sprytny diabeł z powieści Lesage’a) nie umie wskazać nowej komnaty. Ale ten diabeł jest, przygląda się i kusi. Zła muzyka coraz bardziej przypomina muzykę zła, atrybut dobrze rozpoznawalny, dźwięki frapujące, a przede wszystkim długotrwałe. W takiej to aurze rozwija się jeszcze jeden obraz:
przez oczko trumiennej skrzyni
patrzymy płonie słońce
na sądzie ostatecznym
tańcom nie będzie końca
wyblakły wszystkie kolory
od krętych strumyków łez
pełne nadziei lato
młodości pusty step1
Sytuacja jest więc jasno określona, wizja przytłaczająca i ciemna. Tak ją widzimy. Wydaje się nawet, że cała ta niepewnie konstruowana „audialność” zaczyna tracić znaczenie na rzecz wizualności. Oto figura słońca zderzona z perspektywą spoglądania na świat przez oczko trumiennej skrzyni. Oto choreografia Sądu Ostatecznego. Okazuje się, że moment mierzenia zasług i win potrzebuje aktywności artystycznej, a może sama muzyka powinna nabrać znaczenia moralnego? Jednak w finale wiersza Karaska ponownie pojawia się wizualność. Bledną kolory, trwa poczucie straty i dojmująca pustka. Zła muzyka nie jest w stanie „opisać” rzeczywistości, czynią to słowa. Co zatem robić, by muzyczność nie uginała się nawet przed najtrudniejszym przeżyciem? Można tę „mowę muzyczną” przywrócić znaczeniom. Dodać jej sensu etycznego, rezygnując z uniwersalności muzycznego kodu, który postrzegany jest często jako zapis bez konkretnego przesłania. O tym m.in. opowiada inny, późniejszy wiersz Karaska – Przekład z Lutosławskiego:
Mowa muzyczna
oddala od znaczeń
mowa znaczeń
oddala od muzyki
Więc
Raz jeszcze. Jak dostrzec w muzyce odwieczną próbę komunikowania znaczeń, które mogą przecież nie tylko wypaczyć nasze odbieranie dźwięku, ale też zupełnie zaprzeczać tak wyraźnie ukonkretnionej muzyce? Muzyka posiada przecież świętą nieokreśloność i nieprzewidywalność, których nadużywają łowcy znaczeń i interpretacji. Jak przekładać muzykę bez szkody dla niej samej? Jak nie naruszyć jej abstrakcyjności? Czy w ogóle istnieje „mowa muzyczna”? Słowa...
jeśli słowo w poezji
ma cokolwiek ważyć
to chyba tyle, że muzyka
i znaczenie
muszą jak linoskoczek
balansować na linie
rozpiętej
nad polaną
między drzewami
Albo na placu w środku miasta
między domami
gdzie tłum gapiów
z zadartymi do góry głowami
pyta się siebie
„Zwali się, czy się nie zwali?” mając
– prócz kilkorga dzieci – nadzieję
że się jednak zwali
gdy on
uprzedzając jakby ich obawy
zeskakuje zgrabnie, uśmiechnięty
kłaniając się otaczającej go gawiedzi
choć jak był bliski przepaści
wiedzą tylko jego palce
i pięty2
Balansowanie pomiędzy nieokreślonością muzyki, a kierowaniem jej w stronę znaczenia, w stronę wydobywania z niej konkretnych wartości. Czy w świetle niezdrowej ciekawości (tzn. oczekiwań odbiorców) udaje się zachować równowagę pomiędzy dźwiękiem a treścią? Mając jako sprzymierzeńców jedynie garstkę istot wrażliwych, zaś o wiele więcej wrogów czerpiących satysfakcję z przekleństwa konkretu (prosty wybór: konkret albo muzyka)? Balansowanie na linie, niczym rzut kostką, którą przez cały czas można obserwować, od czasu do czasu zmieniając kierunek jej pędu, przynosi satysfakcję odroczoną. Nigdy nie wiadomo, jaki będzie wynik, ale czynność ta – sama w sobie pasjonująca – pozwala wybudzić treść i napięcia rodzące się pomiędzy biegunami. Taka przypadkowość jest ożywcza. Muzyka pozostaje muzyką, prowokując refleksję nad swoją „treściowością”. Muzyka również opisuje rzeczywistość, choć niekoniecznie musi ją interpretować. Przedstawia świat nieco przekornie, niebezpośrednio. Jak w wierszu Karaska Warszawianka 1982, gdzie stara pieśń tkwi w pamięci, przebija się do tytułu, a nawet nieco zwodzi, ale nie umie się rozwinąć. Mechanizm tego szyfru nie jest jednak skomplikowany:
Młoda dziewczyna na wysokich obcasach
świata
idzie Nowym Światem
w starym, reglanowym płaszczu,
dźwigając na swoich barkach kulę ziemi.
Dwie duże krople deszczu spływają po jej bladych policzkach,
ściekają po twarzy, po blond włosach,
po smukłych nogach
którymi odpycha piłkę świata.
Mijam ją
i oglądam się za siebie;
po raz pierwszy widzę ją tak wyraźnie.
W niebieskich oczach dostrzegam niebieskie łzy
deszczu, przystaję
i przecieram oczy – nikogo.
Tylko w oczach ciemniej3.
Pieśń powstańcza i idąca po wojennym bruku dziewczyna (alegoria?). Muzyka, której
nie starcza, by towarzyszyć rzeczywistości, a może po prostu świadomość innych czasów,
perspektywa innego rodzaju buntu. Nieprzewidywalna rzeczywistość wyprzedza muzykę, ale
z tej dwuznaczności rodzi się nowa wartość.
Wymowny wiersz o godności, dobra muzyka.
1 Krzysztof Karasek, Święty związek – wybór wierszy, Warszawa 2007, s. 148.
2 Tamże, s. 178.
3 Tamże, s. 123.