Wawelski, czysto chopinowski recital Małcużyńskiego wzięliśmy na pierwszy ogień z kilku powodów. Po pierwsze nie do przecenienia jest jego waga symboliczna: celebrował on odzyskanie po 20-letniej, zapoczątkowanej wojną tułaczce, najcenniejszych pamiątek historii Polski, takich jak Szczerbiec, najważniejszych zabytków języka polskiego (Kazania Świętokrzyskie i inne), ale i zbioru rękopisów Chopina, a w dalszej kolejności i słynnych arrasów; do powrotu skarbów z Kanady, gdzie były przechowywane, przyczynił się też Małcużyński, zasługując swymi dyplomatycznymi zabiegami na porównanie z Paderewskim. Po drugie: pianista po raz pierwszy od czasów przedwojennych odwiedził Polskę, stwierdzając, że zaznajamia się z nią na nowo – wyjechał z kraju zupełnie innego niż ten, do którego powrócił z koncertami. W tej perspektywie Kraków i Wawel – miejsce wyjątkowego recitalu – były znakiem łączności z przeszłością, widomej kontynuacji polskiej kultury – a było to wyjątkowe w trakcie tej podróży, prowadzącej m.in. przez ziemie zachodnie i kompletnie odmienioną Warszawę. Po trzecie – program chopinowski. Po czwarte – last, but not least – naszym zdaniem, grając na Wawelu, Małcużyński wspiął się na szczyt swoich możliwości. Wykonane tam pozycje znane są doskonale z jego nagrań studyjnych, a niektóre i z późniejszych kreacji zarejestrowanych w Polsce – czy to w studiach nagraniowych, czy na koncertach – nigdzie jednak nie zyskują takiej intensywności i spontaniczności, przy pełnej kontroli i nie lada monumentalizacji, właściwej dla tego pianisty. Dodajmy, że jest to jedno z bardzo nielicznych dostępnych nagrań Małcużyńskiego dokonanych na żywo (praktycznie jedyne inne to nieco późniejszy recital w Locarno, opublikowany na włoskich płytach Ermitage/Aura).
Teraz na antenie
undefined - undefined
Następnie
undefined - undefined