Teraz na antenie

undefined - undefined

Następnie

undefined - undefined

Paderewski - Kevin Kenner

Zawsze szanowałem sztukę Kevina Kennera, zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego z 1990 r.: nie efektowną, ale poważną i dążącą do zrozumienia muzyki. Od ładnych kilku, a może już nawet kilkunastu lat, patrzę jednak z wciąż rosnącym zaintrygowaniem jak nieustannie się ona rozwija, jak dojrzewa. Pianista niegdyś po prostu satysfakcjonujący, osiąga dziś mądrość dostępną zaledwie garstce wybrańców. Nie chodzi o aparat gry (ten był i pozostaje nienaganny), ale o przekaz treści, równowagę elementów, logikę i wręcz głębię, oparte na znajomości sensu partytury. Kenner nie szuka przy tym nowych efektów, po prostu odnajduje naturalną – chciałoby się powiedzieć: prostą, ale to pojęcie może być mylące – drogę przez meandry muzyki. Dlatego jego najnowsza płyta z utworami Ignacego Jana Paderewskiego, wydana przez NIFC, ucieszyła mnie przynajmniej tak samo, jak zapowiedź występu podczas festiwalu Chopin i Jego Europa (15 VIII).

Paderewski - wyk. Kevin Kenner Foto: okładka CD

Płyta gromadzi zestaw miniatur, z których większość należy do najpopularniejszych utworów Paderewskiego i jest doskonale znana z bardzo licznych nagrań, a także jedno dzieło wielkiego formatu: Sonatę es-moll, op. 21. Muzykę bardzo różną, od melodyjnych utworków wdzięczących się do słuchacza, do późnoromantycznej rozbudowanej formy, gęstej zarówno ciężarem myśli, jak i brzmień – gdyż faktura Sonaty stawia przed wykonawcą najwyższe wymagania, potwierdzając, jak znakomitym pianistą był jej legendarny autor.

Płyta zaczyna się jednak piękną Sarabandą – ten wolny, skupiony utworek, jeden z najbardziej bezpośrednio przekonujących w dorobku Paderewskiego (tak bywa z sarabandami...), otrzymał tu też jedną z najlepszych swych dostępnych kreacji – a może wręcz najlepszą. Pseudobarokowy pastisz Kenner gra śmiało na sposób romantyczny – nie udając, że to muzyka „bachowska” w dzisiejszym rozumieniu. W ten sposób wydobywa z niej znacznie ciekawszy nastrój, niż niegdyś np. starająca się o „ubarokowienie” formy Tamara Granat (na płycie Dux z Waldemarem Malickim), albo pozostająca w pół drogi Ewa Kupiec (wyd. Koch). Podobnie znakomicie zaprezentowane zostały np. głębsze partie Burleski (tam, gdzie muzyka zaczyna robić się ciekawa), Intermezzo polacco, a zwłaszcza zbyt rzadko wykonywana Toccata Na pustyni. Ten utwór jest poniekąd rewelacją płyty, zagrany tu w mniejszym stopniu mechanistycznie, a raczej impresjonistycznie – co i sugeruje tytuł (wbrew gatunkowej toccatowości).

Pewien zawód sprawiły jedynie kompozycje najbardziej efektowne i najbardziej ograne, zwłaszcza Krakowiak fantastyczny, ale też np. Menuet G-dur. Nie dlatego, że wykonane są jakkolwiek niewłaściwie – przeciwnie, pozostają bardzo dobre. Problem w tym, że takiej muzyce potrzeba sporej dawki blichtru, zewnętrznego blasku. Bardziej brawury niż dojrzałości – gdyż dojrzałość w tych raczej jednowymiarowych utworkach ukazuje ich słabość, a nie ewentualne zalety. Nie da się ukryć, że swój Menuet może i Paderewski wzorował na Mozarcie, ale jednak od wzorowania do uchwycenia wzorca droga bardzo daleka... Swoją drogą, prawdziwego Mozarta Kenner – jak pamiętam z pewnego występu w Krakowie – potrafi dziś zagrać absolutnie wspaniale (przynajmniej jego głęboką Sonatę skrzypcową e-moll).

Gdy mowa o problemach – nie da się niestety nie wspomnieć o jednym, który zapewne miał być atutem, a położył się gaszącym barwy cieniem na całej płycie. Została ona zarejestrowana na fortepianie będącym dawną własnością Paderewskiego – ale jestem przekonany, że sam Paderewski dziś by po niego nie sięgnął. Niemal stuletni instrument jest drogą pamiątką, ale swe lata świetności ma dawno za sobą. Ewidentnie próbując ratować głucho brzmiącą średnicę i po prostu niebrzmiące basy (dławiąca się góra też pozostawia wiele do życzenia), pianista szeroko używa pedału (chwała mu, że potrafi nie zatopić w nim muzyki!), a wspomaga go w tym jeszcze realizacja dźwięku, dodająca pogłos. W efekcie da się tego może słuchać satysfakcjonująco na boomboksie albo na komputerze, ale w normalnych warunkach nie sposób uciec od zła.

Mimo to zdecydowanie warto sięgnąć po tę płytę – choćby dla tego, co nam jeszcze zostało. A przed nami wciąż dramatyczna Sonata es-moll. Trochę szkoda, że trzeba przebijać się do niej przez Menueta – choć z drugiej strony dobrze, że nie wskakuje on po jej zadziwiająco eklektycznym finale (początek jak Scherzo h-moll Chopina, w środku fuga, coda jak z Appassionaty... wszystko razem jednak znakomite, modernistyczne i – spójne!). Tutaj umiejętność kreowania formy i nasycania jej życiem pozwala amerykańskiemu pianiście wydobyć z muzyki, co w niej najlepsze – i nagle staje przed nami świetne dzieło postlisztowskie, wciągające w ciemne i gęste harmonie, w niezwykle dramatyczny, dynamiczny przebieg. Gdyby inny fortepian – także w malarstwo dźwiękowe w środkowym Andante non troppo... Sztuka z przełomu wieków – śmiały konkurent dla przegadanej Sonaty b-moll Rachmaninowa. Obok Wariacji i fugi op. 23 kolejny utwór Paderewskiego dla pianistów szukających repertuaru z okresu, w którym poważną twórczość zdominowała muzyka orkiestrowa i opera.

(jp)