Teraz na antenie

undefined - undefined

Następnie

undefined - undefined

Dysonans na partyturze

Muzyka zakazana – dwa słowa, które brzmią niczym sucha informacja, hasło na plakacie, rozkaz. Przywodzą na myśl coś przeraźliwie smutnego, bo cichego, bez życia. Muzyka prowokuje, jeśli nie do radości, to z pewnością do refleksji. Jest zimna lub gorąca, ale istnieje. Choćby pod postacią eksperymentu, gdy nuty giną, a zachwyt budzi piękno samego konceptu. Są jednak i takie chwile, kiedy muzyka nie może dostosować się do okoliczności, w których miałaby wybrzmieć. Więcej: jej pojawienie się groziłoby nieznanymi konsekwencjami, zakłóceniem zasady zgodności treści i formy. Na przykład po wielkiej katastrofie, kiedy odnawianie wartości powinno raczej dokonać się w ciszy, przy niemej harmonii. 

Leopold Staff Foto: Wikimedia/domena publiczna

Być może o takiej sytuacji opowiada wiersz Leopolda Staffa Musica prohibita:

 

Kiedy noc natarczywa, a tak niedostępna,

Rozszerza w nieskończoność ciemności pierścienie,

Jak bezlitośnie kusi cię otchłań posępna,

Muzyka zakazana, nieludzkie milczenie.

 

Spośród na wieki niemej harmonii oprzędu

Wyrywa się jedynie westchnieniem okrutny

Dysonans, głuchy człowiek, arcydzieło błędu,

Który dostraja w sobie Bóg: słuch absolutny[1].

 

Utwór pojawił się w powojennym tomiku Staffa pt. Martwa pogoda. Wiersz ten nosi znamiona przeżytej katastrofy, a zarazem uobecnia się w nim silne pragnienie odnowienia znaczeń. Zanim jednak do tego „odnowienia” dojdzie, kreśli poeta ponury obraz, gdzie pierścienie ciemności rozszerzają się, a noc staje się natarczywa i niedostępna. Jest i nieskończoność, w której czas nie gra roli. Już go nie liczymy, nie zastanawiamy się, jak długo pierścienie będą się rozszerzać, ponieważ stopniowo poddajemy się nastrojowi, tym bardziej, że otchłań kusi, a na horyzoncie żadnych jasnych tematów. W ten sposób Staff wprowadził wątek „muzyki zakazanej”, ale nie chodzi tu przecież jedynie o wojenny konkret historyczny. „Nieludzkie milczenie” staje się tłem dla jeszcze innych poczynań. Oto otchłań bez dna, pustka – muzyka i nie-muzyka zarazem. Na przeciwległym biegunie, gdyby taki istniał, można by wsłuchiwać się w apel, protest, a ostatecznie choćby i w jakikolwiek dźwięk. W zamian otrzymujemy jednak dziwną figurę muzyki zakazanej. Czyli właściwie co?

W wierszu Musica prohibita Staff mówi o wojnie. Charakteryzuje tło dostępne ludziom podczas tego doświadczenia. Tło jest ciemne i nieme. Kusi jak mroczne siły, ale nade wszystko przeraża nieuchronnością. W takiej scenerii bezosobowa pustka jest chyba ostatnią rzeczą, której wypatrywałby człowiek. No właśnie – człowiek. W wierszu pojawia się gdzieś pod koniec. Na dodatek dość niezgrabnie wyeksponowany. Bo z jednej strony rozbija umowną ciszę, a więc jest chyba symbolem buntu i niezgody. A z drugiej upodmiotowienie tego człowieka następuje poprzez motyw dysonansu, czyli zjawiska przykrego, fałszywego. Człowiek jako „okrutny dysonans” na partyturze, niczym gnostycki twór – nieukończony i amorficzny, podlega jednak wyższym prawom. Poeta obarcza go jeszcze określeniem „arcydzieło błędu”, ale jest to wstęp do budowy pomostu, który pozwoli nawiązać kontakt i odzyskać więź. Na dłuższą metę trudno ją utrzymać, dlatego z twórczego arsenału dobyte zostaną wszelkie sposoby „przytrzymania” podmiotu. Dalej okazuje się, że wspomniane wcześniej „arcydzieło błędu” dostraja w sobie Bóg – „słuch absolutny”. Jest więc konkretny byt – strona jasna, jest i przeciwwaga dla tej przestrzeni – „muzyka zakazana, nieludzkie milczenie”. Człowiek tkwi pomiędzy. To błędnie zagrana nuta, która drażni, ale przecież istnieje, nie można jej zignorować. Co to oznacza w warstwie wiersza? Wojenna pożoga zawsze kiedyś musi się skończyć. Wcześniej czy później człowiek zacznie urządzać się na pobojowisku. U kresu tego procesu dokonuje się dowartościowanie podmiotu. W nieco egzaltowanym opisie brzmiałoby to w ten sposób: ziarnko piasku tak długo będzie drażnić wnętrze, aż zrodzi się perła. Kiedy człowiek w perłę się przemieni? U Staffa proces ten nie jest, oczywiście, ujęty w ramy czasowe. Ale obopólna zależność człowieka i Boga, uwznioślenie człowieka za sprawą Boga – co najmniej zastanawia.

Nim jednak ów „głuchy człowiek” wróci odmieniony, snuje poeta jeszcze inną, choć podobną wizję – muzyki roztrzaskanej, pozbawionej zasadności istnienia. I właśnie poprzez taką muzykę, wielką i doniosłą, dokonuje się próba oczyszczenia świata i mozolna rekonstrukcja tego, co zniszczone. O tej destrukcji i odbudowie mowa w innym wierszu z Martwej pogody:

 

Wyrażał ciebie nie brąz, lecz powietrze

Drżące dźwiękami, co od marzeń letsze

Plotą się z sobą jak aniołów ręce

W niebiańskich chórów harmonijne wieńce.

Choć cię wolnego już, jak nas nie gniecie

Bezmiar podłości w ukochanym świecie.

Tyś znał na ducha swego wysokości

Stokrotnie sroższą męczarnię boskości

I skromny spiż twój taka kryła chwała,

Że godnie tykać go jedynie śmiała

Muzyką blasków swych Różanopalca[2].

 

Wyjątkowy to bohater, wokół którego pojawiają się drżące dźwiękami powietrze i harmonijne wieńce niebiańskich chórów. Słowem: pełno tu muzyki, która – jak zaklęta – złapała i nie odpuszcza. Nie ma mowy o pierścieniach ciemności i nieludzkim milczeniu. Jest wręcz odwrotnie. Ten, który wywołuje muzykę równy jest najwyższym – dotknąć śmie go jedynie różanopalca Eos – bogini brzasku, nowego dnia, nadziei. W tym momencie zapominamy o „okrutnym dysonansie” i „głuchym człowieku”, bo oto nadchodzi ktoś nieomal równy bogom. W takiej scenerii niespodziewanie rozpoczyna się opis destrukcji:

 

Aż się targnęła dzika dłoń zuchwalca

Na twój majestat. Zbir, wściekłością ślepy,

Rozbił twą niemą postać na czerepy.

Rozkaz przedśmiertny obarczył mordercę.

– Jeżeli umrę, przebijcie mi serce,

Aby żywego mnie nie pogrzebano –

Rzekłeś. I jesteś dzisiaj jedną raną.

Ostatnia wola twa się dokonała,

Bo twoim sercem jest twa ziemia cała,

Którą przebito skroś. I jesteś żywy.

Niepogrzebany, w otchłani burzliwej

Chmur gromów, grając – o, bogom podobny! –

Nieszczęściu świata Wielki Marsz Żałobny.

 

Ów bogom podobny człowiek objawia się mimo barbarzyństwa i ślepej wściekłości. Genialna muzyka już wydostała się na zewnątrz, żyje w zjawiskach atmosferycznych i wcale nie musi wracać w nieśmiertelnym cyklu quasi-wampirycznej wędrówki. W ramach zastanawiającej metamorfozy sercem stała się ojczysta ziemia, przekłuta, poddana cierpieniu. A całe to nieszczęście wyraża się w muzyce. I to właśnie poprzez nią – poprzez natchnioną przez Boga muzykę – rekonstruowany jest człowiek po katastrofie, człowiek jest… „dostrajany” przez Boga. Wspomniany na zakończenie wiersza Wielki Marsz Żałobny paradoksalnie pełni więc funkcję oczyszczającą i ostatecznie napawa nadzieją. Nawet w świetle wydarzenia, które zapowiada tytuł cytowanego utworu: Zniszczenie pomnika Chopina w Warszawie.

 

A może jeszcze bardziej na przekór temu wydarzeniu…

 


[1] Leopold Staff, Musica prohibita, [w:] Poezje zebrane, t. 2, Warszawa 1967, s. 797.

[2] Tamże, s. 830.


Jakub Beczek