Audycje radiowe. Mają swe jasne i ciemne strony, dłuższe i krótsze momenty, nierzadko (zwłaszcza te cykliczne) powszednieją, ale też potrafią „nastawić” słuchacza na ciąg dalszy, którego oczekuje się niczym tajemnego alfabetu, szyfrowanej wiadomości. Ich wspólnym elementem jest oczywiście dźwięk, który budzi sensy i nastroje. Wydaje się, że audycje kopiują życie, z pewnością komentują je i dopowiadają. A same dźwięki? Słyszane czy interpretowane naśladują muzykę dostarczaną codziennie, bezwiednie – muzykę tła. Jeśli więc odwrócimy układ, pojawi się możliwość zrekonstruowania audycji powstałej na kanwie sygnałów, którymi mówi do nas świat. Czasem szum, stukot czy cisza są na tyle symetryczne i powtarzalne, że trudno nie łączyć ich z formą celowego komunikatu. Przez kogo generowanego?
Artur Miedzyrzecki, Warszawa 11.03.1981 , Uniwersytet Warszawski, sesja "Marzec 1968" Foto: fot. Janusz Fila/Forum
Niezwykle czułym mechanizmem, który doskonale potrafi przetwarzać ruchy tego, co na zewnątrz (zbierać na wejściu i oddawać na wyjściu), jest poezja. Dzięki swojej strukturze umie łowić sygnały i łączyć je w komunikat. Opowiadać historie zasłyszane, sklejać własne playlisty i notowania. Być może o takim właśnie nagrywaniu i odtwarzaniu rzeczywistości opowiada jeden z wierszy Artura Międzyrzeckiego z tomu Noc darowana:
Tu muzyka Jak burza przechodząca
W elektryczny struny dźwięk Tak gwiazda śpiewa
Tu cisza Skrzypią studnie i słońca
Sowy krzyczą w nieruchomych drzewach
Syczą neon i gaz Węże miasta
Warują u naszych stóp Nie sposób
Oddzielić niebieskich ogni pięknych
Od pamięci od spełnionych losów[1]
Komunikat osadzony pomiędzy dwiema przeciwnościami (muzyka i cisza), które sprawnie godzi wszechakustyczność świata. Burza przechodząca w dźwięk struny i śpiew gwiazdy mają swą przeciwwagę w skrzypiących słońcach i syczącym neonie. Bardzo dużo tej muzyki. Rzeczywistość jest mądra swoim udźwiękowieniem, której wszelki przejaw został już dawno zapisany na niewidzialnej linii życia. Można podejrzewać, że każdy z nas dysponuje indywidualnym zestawem sygnałów, które docierają w określony sposób i dopełniają los różnorodnością. Wydarzeniom towarzyszą specjalnie dobrane odgłosy, kojarzone z poszczególną sytuacją. I tak to działa, zapamiętujemy przecież nie tylko poprzez obrazy, ale i poprzez dźwięki, gromadzone w głowie niczym biblioteczne sygnatury. Dlatego, o ile to możliwe, wszelkie odgłosy powinno się kompletować świadomie. Ba, warto czekać na kolejne, jeszcze nieznane i nienazwane impulsy, czerpiąc radość z tego, że udaje nam się ze światem – może nie rozmawiać, ale z pewnością komunikować. Tak powstaje indywidualna audycja radiowa. My ją odbieramy, a ona się wyplata. Posłuchajmy, co na ten temat mówi poeta:
To tutaj Na brzegu ognia i rzeki
Pod chmurami z cyny i miedzi
W pokoju zatrzymanym w strasznym locie w dół
Na krótko Na życie nasze Nim objęci wpół
Zblakniemy na odbitkach z łodzią i plażami
Zanim powie nam ciemność chłodne do widzenia
To stąd ten głos dymami żeglujący
W napięty drut membranę lampy i baterie
Gdzie sen się w zasłyszane kieruje cierpienia
Wciąż nie wiadomo, skąd konkretnie wydobywa się ów głos, ale w tej części wiersza coraz bardziej odczuwa się już jego... czasowość. Mowa wszak o „strasznym locie w dół”, dookreślanym zwrotami: „na krótko”, „nim”, zanim”. Z drugiej strony wołanie pomnożone zostało wykrzyknieniami, podanymi w akcie jakiejś tajemniczej desperacji („To tutaj”, „To stąd”). Przypomina to wszystko łapanie powietrza przez tonącego, chaotyczne, niemiarowe oddychanie, a jednocześnie nasuwa na myśl wskazywanie miejsca wypadku. Wydaje się, że akustyka ostatniego momentu (przedśmiertnego?) ustępuje na moment miejsca temu, co widzialne. W tej trudnej chwili rzeczywistość komunikuje się nie tyle dźwiękami, ile obrazami, które po pewnym czasie ulegają blaknięciu (legenda głosi, że przed śmiercią jak na taśmie przewijają się zapamiętane przez człowieka obrazy z życia). Przestajemy słyszeć, stopniowo tracimy wzrok. Finalnym aktem tej historii będzie uosobiona ciemność, żegnająca odchodzących, ale pozostawiająca te słowa pożegnania – co ważne – po stronie żywych. Podobnie sen kieruje się w cierpienia zasłyszane, lecz samej relacji z tej podróży otrzymać niestety nie możemy. Obrazy i dźwięki stoją przed drzwiami do wielkiej tajemnicy. Dalej nie wejdą. Audycja zapisuje te doświadczenia, membrana lampy i baterie pracują pełną parą.
Tu dźwięki Tu stukają przez ścianę sąsiedzi
Tu kaszle kaloryfer i szumią przewody
W głębi murów Tu toczą korniki
Drzewo Tu nagle serce niedomaga
Dźwięki są bezlitosne. Ten dramat sprawia, że inni zaczynają interesować się jego formą i sensem, które niesie. Sąsiedzi stukają (a więc jeszcze więcej akustyki, więcej hałasu), kaloryfer kaszle, nawet korniki toczą drzewo przy wtórze jakichś odgłosów. Audycja trwa w najlepsze, muzyka (tak, to jest dopiero muzyka!) rozpisana na kolejnych solistów trafia celniej.
I nagle przypomina się niemiarowość świata, który wysyła dźwięki, ale sam nie podsuwa tłumaczeń. Impuls należy interpretować w pojedynkę, to intymny kontakt, w którym człowiek – jak słuchacz radiowej audycji – sam układa sens. I choć serce zaczyna uderzać chaotycznie, to wciąż jeszcze wystukuje jakiś rytm.
I tak do końca, do samego odejścia:
Tu w mapę spoglądając słonecznej Afryki
Umieramy z pragnienia Tu muzyka nagła
Jak wyzwolony wodospadu szum
Na pierwszy rzut oka wiersz kończy się wpół myśli. Po chwili jednak widać, że tak właśni ma być. Bo kiedy wydaje się, że kres jest bliski, rzeczywistość zaczyna „nadawać” mocniej. Graniczne doświadczenie śmierci nie może przebić się przez muzykę. Wygląda na to, że cała siła „muzyki nagłej” (a więc tej ratującej) wyczerpuje się w szumie wodospadu. Ale jest inaczej. Oto wodospad, który stoi na granicy dwóch światów – pragnienia i wyzwolenia. Byłby to obraz nieskomplikowany i poetycko banalny (stary dualizm życia i śmierci), ale te finalne wersy budują jeszcze jedną konstrukcję... iście ratunkową. „Muzyka nagła” amortyzuje przejście od słonecznej (morderczej) Afryki do szumu wodospadu (niektórzy widzą biały tunel), ona ocala, pomagając przedostać się na drugą stronę. W ten sposób interweniują wszystkie anonsy i współrzędne tego wiersza (anonsy to domena spikerów, współrzędne przypominają radiowe częstotliwości). Zbierzmy je razem:
Tu tu to to tu tu, muzyka, cisza... Rzeczywistość jak wielki gad – ryczy, pomrukuje, sapie, a czasem po prostu milczy. Łowimy te „przejawy” i „oznaki”, dopóki możemy. Projekt audycji radiowej domyka się wraz z ostatnim drgnięciem membrany. Co potem? Potem już tylko głusza albo – jak podpowiada poeta: „Sen się w zasłyszane kieruje cierpienia...”.
[1] Artur Międzyrzecki, Projekt audycji radiowej, [w:] Wiersze wybrane, Warszawa 1971, s. 14.