To skojarzenie jest pewnie zresztą mylne, bo przez ponad pół wieku muzyk rozszerzył daleko horyzonty swej działalności, ale przydaje się, gdyż niewątpliwie słychać u Koroliova wrażliwość na Chopinowską polifonię. Chopin nie jest tu kompozytorem praworęcznym, jakim widzi go bardzo wielu pianistów, linia basowa stanowi w nokturnach element konstrukcyjny, napięć z linią melodyczną nie trzeba jedynie się domyślać – choć zarazem zostają złagodzone i przyćmione głęboko wciśniętym prawym pedałem. Pianista – co jest współczesną manierą – chętnie zatapia Chopina w „atmosferze”, utrzymywanie rezonansu potrzebne też mu jest do uzyskania jakiejkolwiek śpiewności. To jednak współczesny standard – gorzej, że wraz z nim idzie i standard estetyczny: czułostkowo budowane powolne frazy, ugłaskane kontrasty, pewna techniczna ostrożność, którą trudno uznać za delikatność. To Chopin na siłę wtłaczany do mieszczańskiego salonu – prawda, że eleganckiego, ale wciąż biedermeierowskiego. O ile może dla siebie znaleźć tutaj wczesny Nokturn b-moll z op. 9, to jak ulokować na otomance poemat Nokturnu H-dur z op. 62? Ładny dźwięk instrumentu, subtelność i pewien zrąb świadomości konstrukcyjnej nie wystarczają, by w rezultacie bardzo jednostronne, sentymentalne i ostatecznie monotonne kreacje uznać za interesujące propozycje – zwłaszcza w muzyce dysponującej niezliczoną liczbą wybitnych wykonań.
Teraz na antenie
undefined - undefined
Następnie
undefined - undefined