„Muzyka jest ze śmierci i do śmierci wzywa / Jeśli piszesz muzykę, to zrób ją nieżywą” - zmarł autor tych słów, Jarosław Marek Rymkiewicz. Przypominamy nasz tekst, który poświęciliśmy poecie przed trzema i pół rokiem, gdy obchodził 83. urodziny.
Według dr. Piotra Gontarczyka, Jarosław Marek Rymkiewicz był skazany na konflikt z władzami PRL Foto: Igor Smirnow / Gazeta Polska / Forum
Rzadko chyba zdajemy sobie sprawę, że Jarosław Marek Rymkiewicz jest jednym z najwybitniejszych współczesnych poetów muzycznych – nie tylko dzięki rytmice i melodii swego języka, ale także z powodu fundamentalnego znaczenia, jakie ma dla niego muzyka. Czy o niej pisze? Raczej posługuje się nią, jest dla niego katalizatorem wyobraźni. Jednak za każdym razem tworzy jej obraz: ciemny i pamiętny.
Muzyka to zresztą nieprzypadkowa. „Muzyka jest ze śmierci i do śmierci wzywa” – wers z Pięknej młynarki poety z Milanówka brzmi jak ideowe założenie Tristana i Izoldy. Ale Rymkiewiczowska wyobraźnia krąży po innej orbicie. Schubert, to już wiemy. Skoro zaś Schubert, to też romantyczna pieśń. Skoro romantyczna pieśń – to też Mahler. Logiczny ciąg, bez miejsca na przypadek. Największe tragiczne wcielenia muzyki niemieckiej (nawet jeżeli konkretnie: austriackiej). Wcielenia dzielące z poetą uczucie dominujące w jego twórczości: życia w śmierci. Śmierci, jako naturalnego i właściwego – realnego i trwałego (może nawet nie dlatego, że wyjętego spod działania czasu) – stanu istnienia.
Dużo napisano o stosunku Rymkiewiczowskiego świata do śmierci, do niebytu albo pół-bytu, zawieszenia poza światem i poza czasem – zamiast silić się na powtarzanie tych refleksji, wolę wrócić do poezji. Oraz do muzyki.
Upiór pojawiający się podczas wykonania Sonaty B-dur D 960 (ostatniej)
Schuberta grała bosko Mitsuko Uchida
I uśmiechał się Schubert – zresztą straszny brzydal
Fular zżółkły dziurawy owijał mu szyję
Włosy tłuste – kto umarł ten głowy nie myje
I paznokcie miał brudne jak zwykle upiory
Bardzo blady – na serce lub żołądek chory
Na pewno miał początek osteoporozy
Powiedziałem do Ewy że nie budzi grozy
Siedział wśród publiczności w spleśniałym surducie
Prawa noga w skarpetce lewa w prawym bucie
(…)
tu czy tam taki Schubert komuż on się przyda
Ale bosko ach bosko grała go Uchida
Kim jest Schubert, którego grała japońska pianistka – poza tym, że rozkładającym się trupem? Można dostrzec znaczące utożsamienie go z muzyką: czyli trupia jest sama Sonata B-dur. Czy dlatego, że ostatnia? Niekoniecznie – raczej istnieje jako martwy fenomen, ożywiany przez wykonawczynię. Być może nieprzypadkowo pojawia się tu stwierdzenie, że Uchida grała go „bosko” – niby konwencjonalny epitet, ale gdy mowa o ożywianiu, okazuje się, że może znaczyć „z boską mocą”. Proces grania jest działaniem boskim, grając, Mitsuko Uchida wydobywa Schuberta z martwych. W zaludnionej umarłymi postaciami wyobraźni poety kompozytor jawi się jako personifikacja muzyki – w formie transi, ale z łagodnością („i uśmiechał się Schubert (…) nie budzi grozy”), która zresztą powszechnie uważana jest za cechę właściwą dla jego twórczości.
Śmiertelna interpretacja Sonaty Schuberta jest pewnym wyzwaniem – choć interpretowanie późnej twórczości wiedeńskiego kompozytora przez pryzmat jego prowadzącej do bardzo wczesnej śmierci choroby jest równie konwencjonalne, jak określenie „boska” na zjawisko budzące zachwyt. O wiele naturalniej związane ze śmercią wydają się Schubertowskie cykle pieśni, które – jak to romantyczne pieśni nader często – chętnie zderzają sielankowy świat miłości (najlepiej niewinnej, osadzonej w krajobrazie natury, czyli wiejskim), z niespełnieniem i, w efekcie, z grozą śmierci. Tak jest właśnie w Pięknej młynarce Schuberta do tekstów Wilhelma Müllera, której przejmującą parafrazą jest wiersz Rymkiewicza, noszący ten sam tytuł. Przejmującą – gdyż uruchamia te same elementy (natura i śmierć), ale jednocześnie narzuca nową perspektywę. Śmierć nie jest wbrew naturze. Jest jej konsekwencją, stanem – nomen omen – naturalnym:
Piękna młynarka karmi dziecko pod leszczyną
W tej pieśni jest kobietą – w innej jest dziewczyną
Muzyka jest ze śmierci – o piosenki miłe
Orzechy na leszczynie wszystkie są przegniłe
Biała pierś się wychyla z czerwonej zawiązki
A obok płynie strumyk – tajemniczo wąski
Moja pieśń jest zrobiona ze śmierci i z płaczu
I właśnie tyle znaczy ile łzy tu znaczą
I właśnie tylko znaczą – łzy pieśni niewinne
Nim pieśń wyniosą z czasu w jakieś czasy inne
Muzyka jest ze śmierci – i do śmierci wzywa
Jeśli piszesz muzykę to ją zrób nieżywą
To ją zrób półumarłą jak baśń w ciemnym lesie
Tam gdzie piękna młynarka nagie dziecko niesie
Gdzie piosenkę Schuberta śpiewają krasnale
Jeśli tego nie umiesz to jej nie rób wcale
Gdzie Schuberta śpiewają za istnienia ścianą
I łzy płyną te które gdzie indziej przelano
Gdzie Schuberta wynoszą z tutejszego czasu
Powoli powolutku jak baśń z głębi lasu
Młynarka leży w lesie umarła i blada
Czarna zmora istnienia na jej piersi siada
Obok dziecko się bawi w rumiankach w pokrzywach
A ona mu nie śpiewa bo już jest nieżywa
Powoli powolutku tak jak się umiera
Baśń tańczy na paluszkach walca lub ländlera
A ona mu nie śpiewa – nożem jest przebita
Nad dzieckiem i młynarką leszczyna zakwita
Leszczyno o leszczyno liście masz czerwone
A obok płynie strumyk – w tajemniczą stronę
Pomiędzy zimne piersi wspina się pokrzywa
Miłość jest jak muzyka – i do śmierci wzywa
Powoli powolutku śmierć nas w baśń zamienia
Ciemny orszak miłości ciemniejszy – istnienia
Śmierć – którą wyraża też ciemność, mrok jodłowych borów – jest również oczywistym tematem, gdy Rymkiewicz znajduje inspirację w muzyce Mahlera. Oczywistym, choć niekoniecznym: zwróciłbym tu szczególnie uwagę na wiersz, który mógłby – gdyby autor chciał – umknąć tej tematyce. Kathleen Ferrier zasłynęła przecież przede wszystkim swoim niezwykłym głosem, nieporównywalną głębią naturalnego altu – a dopiero dopełnieniem legendy artystki stała się jej tragicznie szybka śmierć. Pisząc o niej można by się więc skupić na innych kontekstach, których w jej biografii przecież nie brak: poczynając od pracy telefonistki podczas wojny (ileż wiadomości i jakich musiała łączyć – czyli przekazywać – nim zajęła się przekazywaniem emocji poprzez muzykę), na wielkich interpretacjach wokalnych kończąc. Rymkiewicz jednak już samym tytułem rozwiewa wątpliwości co do tego, co jest dla niego najważniejsze: Kathleen Ferrier umiera w młodości na raka. (Wróci jeszcze do tematu śpiewaczki w tomie Do widzenia gawrony, ale wciąż traktując jej postać jako pretekst do rozważań o cyklu życia i śmierci).
Kathleen Ferrier umiera w młodości na raka
Kathleen Ferrier umiera zaraz po premierze
Jeszcze słychać Mahlera – ciemne chore zwierzę
Jeszcze słychać Mahlera – jodłowe otchłanie
Ciemny guz jak w ciemności zadane pytanie
Ciemny głos jak na koniu jeździec rozpędzony
Sam nie wie dokąd jedzie – w obce sobie strony
Między jodły na zboczach skąd widać Sudety
Ciemny głos ciemne jęki krwawiącej kobiety
Guz w piersiach i przerzuty w mózgu i odbycie
O jakie piękne ciemne jakie krótkie życie
Ciemny głos w obce strony jeździec do mogiły
Jeszcze słychać Mahlera – elektryczne piły
Życie jak guz w prostacie jak piersi ucięte
Ciemny głos który mówi że życie jest święte
Życie – to co do pieców trafia ze szpitali
Ciemny płomień ten który w spalarniach się pali
Ciemny jeździec guz który zwija się i pęka
O jakie krótkie życie jaka długa męka
Tam gdzie z Riesengebirge schodzi las jodłowy
Przechadza się z siekierką krasnal odlotowy
Latarkę ma u pasa i kolegom świeci
A oni robią trumny dla umarłych dzieci
Czy aby jednak na pewno śmierć jest miarą życia – i wymiarem, w którym istnieje muzyka? Na 83. urodziny wybitnego poety – pozostawiam do zastanowienia.
(cytowane wiersze pochodzą z tomu Zachód słońca w Milanówku, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2002).