Słuchacze ci zjechali do wrocławskiego Narodowego Forum Muzyki z najróżniejszych miejsc, inni mogli zasiąść przed radiem, gdzie Dwójka transmitowała wyjątkowy koncert. Wyjątkowy, gdyż Gardiner należy do najwęższej grupy dyrygentów, którzy w wielkiej Mszy Beethovena nie błądzą, lecz trafiają prosto do celu. A że nie jest to łatwe, dość sięgnąć po rejestracje podpisane przez takich kapelmistrzów, jak choćby Karajan albo Bernstein – a tym bardziej, już we współczesnych czasach, przez naprawdę trudnego do przebrnięcia (ten znój „uroczystego” grania!) Thielemana. Wybitni dyrygenci (nawet wielki Clemens Krauss!) – wybitnie grzęznący w pełnej treści Beethovenowskiej formie, opatrzonej jeszcze tytułem podkreślającym jej podniosły charakter. Wielkość nie powinna jednak być mylona z namaszczeniem. Beethoven był twórcą niezwykłych energii – i to twórcą obrazowym. Także – a może nawet przede wszystkim – w Missy solemnis.
Msza jest liturgią, czyli służbą odtwarzającą historię zbawienia, którą składa się na ołtarzu niebiańskim – każde zdanie, każde słowo wręcz ma więc tu szczególne znaczenie. Trzeba je rozumieć, trzeba oddać ich sens w muzyce – zwłaszcza że kompozytor prowadził swoją narrację zgodnie z retorycznymi wymaganiami – trzeba też jednak połączyć je z formą muzyczną, ta zaś nie jest tu wcale prosta. Msza jest ogromna i bardzo zróżnicowana wyrazowo, pietyzm Kyrie łatwo zamienić w smętne snucie, a następnie ze strachem rozmyć energię Glorii – albo, dla odmiany, kompletnie przytłoczyć nią i resztę utworu, i słuchaczy. Jak uniknąć takich pułapek wskazał niegdyś Arturo Toscanini – dochodząc zresztą do tego wyniku stopniowo. Jeszcze w 1939, gdy dyrygował koncertem BBC, a także rok później, już z własną NBC w Nowym Jorku, nie osiągał tej koherencji, jaką odznacza się ostatecznie nagranie z 1952 – najszybsze ale i najbardziej precyzyjne, najbardziej zrównoważone, będące pewnie szczytowym osiągnięciem późnych lat Toscaniniego. Zapewne właśnie równowaga jest tu jednym z pojęć kluczowych: zestawienie – przy ekstremalnych wymaganiach formalnych i technicznych (fugi, bardzo szybkie przebiegi nasycone detalami, operowanie skrajnymi rejestrami) – mas chóru, solistów i orkiestry (zarówno w potężnych tutti, wspartych organami, jak i składach bardzo kameralnych), musi być pieczołowicie i drobiazgowo opanowane przez dyrygenta (mimo rozmachu!), by nie wpadać w chaos, nie ulegać najsilniejszemu zespołowi, ale też by nie tracić z oczu spójności formy. Toscanini doszedł do tego, narzucając równowagę przy wyrazistym pulsie i energii, podkreślanej przez szybkie tempa.
Inny sposób znalazł Otto Klemperer. Kojarzony z ciężką, germańską tradycją – tylko niekiedy słusznie – w rzeczywistości kreował muzykę jak monumentalne budowle. Monumentalne, ale tektoniczne, skonstruowane z potężnych granitowych brył, w których nie brak jednak miejsca na architektoniczny detal. Wbrew pozorom Klemperer wiedział jednak, że muzyczna konstrukcja wymaga właściwego tempa – i jego niespełna 79-minutowa Missa solemnis powinna dać do myślenia tym, którzy wciąż potrzebują na nią więcej czasu. To wizja najbardziej monumentalna, lecz żywa i spójna, precyzyjnie logiczna – a przy tym przejrzysta. W ten jedyny, właściwy dla Klemperera sposób, w którym każdy dźwięk pojawia się w idealnym dla siebie miejscu w przestrzeni i w czasie.
Zrównoważony, nasycający muzykę detalami, ale energiczny i precyzyjny Gardiner, przed ponad trzydziestu laty, gdy po raz pierwszy nagrywał dzieło Beethovena, poszedł wyraźnie tropem Toscaniniego. Dziś z pewnością nie zmienił drogi – lecz wyraźnie ją wzbogacił. Jego obecna wizja Missy solemnis była najbardziej retoryczną, z jaką dotąd się zetknąłem: takie gesty, jak delikatna czułość, z jaką potraktowana została część Et incarnatus (mówiąca o wcieleniu) albo Benedictus, w którym solo skrzypiec z towarzyszącą mu orkiestrą zdawało się nieledwie materializować owego „błogosławionego, który idzie w imię Pańskie” – to coś absolutnie wyjątkowego w historii interpretacji utworu. Brytyjski dyrygent – jedna z ostatnich postaci, która stając na podium faktycznie kreuje muzykę – zapisał się w tej historii już dawno. Teraz wpisał do niej także wrocławski festiwal.
Wratislavia Cantans, 12 IX 2022:
Ann Hallenberg – mezzosopran
Orchestre Révolutionnaire et Romantique