W niedzielę, 23 kwietnia, w Studio Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego o godz. 18 wystąpi z nadzwyczajnym recitalem Lidia Grychtołówna. Zapraszamy publiczność na ul. Modzelewskiego w Warszawie - za tydzień zaś, 30 kwietnia, przed nasze głośniki - na retransmisję. Pianistka świętować będzie w tym roku 95. urodziny (w lipcu), a zarazem też obchodzi 70. jubileusz oficjalnej pracy artystycznej. Jej kariera trwa jednak znacznie dłużej, również zbliżając się do dziewięćdziesiątki... Poniżej pisze o niej Adam Rozlach.
Adam Rozlach: Nestorka polskich muzyków, Maestra Lidia Grychtołówna, zaprasza nas dziś na swój kolejny koncert ulubionych dzieł solowych, najwyżej cenionych kompozytorów. Jesteśmy dziś Jej gośćmi w zawsze przyjaznym muzykom i muzyce Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Przyjaznym także i Jej, bo w lipcu ubiegłego roku, na swoje 94. urodziny, zasiadła tu do fortepianu, aby nagrać swoją kolejną płytę, znów – jak kiedyś – winylową, z muzyką polskich kompozytorów (Chopin, Paderewski, Szymanowski, Lutosławski).
Przy okazji wydania tej płyty (dostępnej podczas dzisiejszego wieczoru) napisałem w komentarzu, że jest ona dla nas, rodzajem specjalnego prezentu, z którego powinni skwapliwie korzystać wszyscy miłośnicy muzyki, a zwłaszcza młodzi adepci pianistyki, pytający często i dziś Maestrę, jak naturalnie i prawdziwie grać Chopina, jak grać Schuberta czy Schumanna – jest bowiem nasza Maestra wciąż niedoścignionym wzorem wykonywania ich dzieł. Jej styl kształtowania linii melodycznych, wzruszające frazowanie, wierność kompozytorskim zapisom i intencjom, ale i sztuka tworzenia nastroju, piękne legata, mistrzowska artykulacja – to cechy, którymi pianistka zadziwia nas od lat.
Zaczęła bardzo wcześnie, wcześniej niż zazwyczaj, mając trzy lata, aby w wieku 5 lat po raz pierwszy wystąpić publicznie! – Zagrałam m.in. mazurka, którego nauczyłam się słuchając mamy, także Poloneza „Pożegnanie Ojczyzny” Ogińskiego. Publiczność była oczarowana, miałam dużo oklasków. Stałam na taboreciku i sama zaczęłam sobie bić brawa... To był mój pierwszy koncert w życiu – wspomina dziś z radością Lidia Grychtołówna.
Matka była Jej pierwszym pianistycznym drogowskazem, a genialna pamięć pozwalała od razu powtórzyć słyszany wcześniej utwór. Trudno się więc dziwić, że rodzice szybko zaprowadzili ją do Pani Profesor Wandy Chmielowskiej, pod skrzydłami której zaczęła systematyczną naukę gry w wieku 7 lat, w Śląskim Konserwatorium Muzycznym w Katowicach. Uczyła się u niej do wybuchu wojny. Potem – przez półtora roku – nie miała dostępu do instrumentu. Malowała sobie wtedy klawiaturę na papierze i tak ćwiczyła! Wnet rodzice dowiedzieli się, że w Rybniku daje znów lekcje Profesor Karol Szafranek, u którego uczyła się następnie do 1944 roku. Za każdym razem pokonywała pieszo osiem kilometrów, w śnieżycy, w słońcu i w deszczu. Notabene bracia Szafrankowie w 1933 roku założyli w Jej rodzinnym Rybniku, na Górnym Śląsku, Szkołę Muzyczną (wśród uczniów Karola, oprócz Maestry, znaleźli się też potem m.in. Piotr Paleczny i Adam Makowicz). Zaraz po wojnie Lidia Grychtołówna wróciła do klasy prof. Chmielowskiej, już w katowickiej PWSM, a studia u niej ukończyła w 1951 roku – z najwyższym odznaczeniem, jak to się wtedy określało. W ciągu tygodnia, na przełomie kwietnia i maja tamtego roku, dała dwa recitale dyplomowe, a 1 czerwca z powodzeniem wykonała, z Orkiestrą Filharmonii Śl. I Koncert fortepianowy b-moll Czajkowskiego. Potem była tzw. aspirantura u prof. Zbigniewa Drzewieckiego, który po czterech latach, w 1955 roku, doprowadził Lidię Grychtołównę do Konkursu Chopinowskiego, w którym zdobyła jedną z nagród i tytuł laureatki.
Wcześniej, gdy miała 25 lat wzięła udział w Konkursie Marguerite Long w Paryżu, odbyła też dwumiesięczne tournée po Chinach. W 1954 roku zadebiutowała w Londynie. Po Warszawie zdobyła kolejne laury konkursowe: w Zwickau (1956), w Bolzano (1958) i w Rio de Janeiro (1959). Warto przypomnieć, że w latach 1957-58 brała również udział w słynnych kursach mistrzowskich w Arrezzo i w Bolzano u Artura Benedettiego Michelangelego, który był jurorem w warszawskim Konkursie. – Spodobała mu się chyba moja gra. Na pewno dużo się u niego nauczyłam, dużo skorzystałam. Grałam tam m.in. Preludium, chorał i fugę Francka, Sonatę B-dur Mozarta i Karnawał Schumanna. Bez Chopina. Chopina grał inaczej... Te włoskie kursy były dla mnie chyba największą, pokonkursową satysfakcją. Potem zaczęłam sama pracować. Dużo później dowiedziałam się, że człowiek wtedy dopiero staje się artystą, kiedy sam u siebie się uczy. I chyba coś w tym jest.
Rozpoczęta wtedy międzynarodowa kariera (koncertowała w całej Europie, obu Amerykach, Azji, Australii) trwająca dziesiątki lat, wymagała dużego repertuaru. Pianistka szybko opanowała ponad czterdzieści klasyczno-romantycznych, ale także bardziej współczesnych utworów koncertowych, które potem grała na całym świecie. Wizytowała słynne festiwale i sale koncertowe (Ascona, Ateny, Bergen, Besançon, La Chaise-Dieu, Mediolan, także dusznicki Festiwal Chopinowski czy Warszawską Jesień).
O karierze Lidii Grychtołówny, jak sama uważa, wcale nie zadecydował Konkurs Chopinowski, a bardziej te, których także została laureatką. Jakiś czas temu wspominała: – Nelson Freire do dziś pamięta moje wykonanie w Rio Wariacji Szymanowskiego! I never forget – wyznał mi ostatnio. Był chyba wtedy chłopcem, a wciąż pamięta! Te konkursy dały mi najwięcej, no i koncerty zagraniczne, jakich odbyłam moc w czasie mojej działalności.
Poza Chopinem od początku w jej repertuarze wiele miejsca zajmowały dzieła Schumanna (Fantazja, Etiudy symfoniczne, obydwa Karnawały, Kinderszenen, Wariacje ABEGG, Fantasiestücke), Schuberta (Fantazja „Wędrowiec“, Sonata B-dur D 960 czy oba zeszyty Impromptus) oraz Rachmaninowa (Rapsodia na temat Paganiniego i II Koncert c-moll). Podczas kursu u Benedettiego Michelangelego ktoś zauważył, że pani Lidia ma zbyt małą rękę do Rachmaninowa. Maestro odparł: ona może go grać, bo ma elastyczną rękę! W repertuarze pianistki znajduje się też komplet koncertów Beethovena, łącznie z młodzieńczym Koncertem Es-dur, który nagrała dla Philipsa. Kilkakrotnie wykonywała je podczas dwóch wieczorów!
Jak wyznał mi w radiowym wywiadzie nieżyjący już Maestro Kazimierz Kord: W jakiś niewyobrażalny sposób zaczęła grać Lidia Grychtołówna. To jest dziś inny człowiek, to jest naprawdę wyjątkowa postać. Ona zawsze dobrze grała na fortepianie, to przecież zdolna pianistycznie i dźwiękowo osoba, ale dziś, co ruszy rękami na klawiaturze, uderzy akord – to jest Chopin, słyszę Chopina! To jest jakiś dar, który się nagle wyzwala. Tak to widzę…
Wspominałem z początku, że Maestra często pytana jest przez młodych pianistów o receptę na wykonywanie muzyki Mistrza Fryderyka. Tak mi na to odpowiedziała w wywiadzie: patrz w tekst, patrz w nuty, tam wszystko jest napisane. Innym dźwiękiem trzeba grać całą nutę, innym półnutę; każdy znak, pauza ustawia inny dźwięk i takich informacji jest u każdego kompozytora pełno. Jeśli chodzi o brzmienie: nie można grać sztywną ręką – wtedy jest po dźwięku. Warsztat musi być, ale przede wszystkim wrażliwość i wyobraźnia. Rubata nauczyć się nie można, trzeba to mieć w sobie, w swojej wyobraźni. Dlatego mądrzy pianiści, którzy wiedzą, że tego nie czują, nie grają Chopina – na przykład Alfred Brendel! Chopin to jest cantabile, to musi być słyszane w dźwięku... Doradziłabym też, aby grać muzykę wielu kompozytorów. Żeby grać Chopina trzeba mieć duże zaplecze. Trzeba grać klawesynistów francuskich, Scarlattiego, Mozarta i Beethovena, trzeba grać muzykę Debussy’ego... Wtedy, na tym tle, Chopina gra się o wiele ciekawiej. Takie jest moje doświadczenie. Zawsze grałam różnych twórców i wydaje mi się, że to mi pomogło w lepszym zrozumieniu muzyki Chopina.
Maestra Grychtołówna jest fenomenem polskiej sztuki wykonawczej, będąc wciąż aktywnie koncertującą i nagrywającą pianistką. Snuje plany na kolejne miesiące, przyjmuje zaproszenia na recitale, ale i na koncerty z orkiestrami, i aby sprostać najwyższym wymaganiom, codziennie zasiada do instrumentu w swoim domowym zaciszu, aby przez co najmniej dwie godziny utrzymywać sprawność palców. Jest fenomenem także i z tego powodu, że wszystkie recitale gra – do dziś – z pamięci.
Jedynie fortepian trzyma mnie dziś przy życiu. Stoi w moim salonie, bardzo go lubię. Grając, spoglądam sobie na portret Artura Rubinsteina, który podarował mi kiedyś w Kopenhadze. Prosił mnie wtedy, abym mu zagrała, zagrałam Balladę As-dur i pierwszą część III Koncertu c-moll Beethovena. Poza wszystkim uwielbiam grać dla publiczności. Mam ciągle w planach, ale i w marzeniach recitale i koncerty...
Franz Schubert (1797-1828)
Impromptu Es-dur D. 899 (op. 90) nr 2
Impromptu As-dur D. 899 (op. 90) nr 4
Robert Schumann (1810-1856)
Kinderszenen (Sceny dziecięce) op. 15:
„Rycerz na drewnianym koniu”
Johannes Brahms (1833-1897)
Intermezzo A-dur op. 118 nr 2
Intermezzo b-moll op. 117 nr 2
Liebestraum (Marzenie miłosne) As-dur nr 3
Witold Lutosławski (1913-1994)
Fryderyk Chopin (1810-1849) – niespodzianka