Dawno nie miałem okazji zetknąć się z podobnym odczytaniem Kreislerianów Roberta Schumanna. Obraz zarazem poetyckiego, ekscentrycznego, a nawet może wręcz demonicznego kapelmistrza Kreislera z prozy E.T.A. Hoffmanna zazwyczaj traktowany bywa wirtuozowsko - wielu pianistów chętnie pędzi przezeń na oślep, nawet gdy nie wystarcza im ku temu środków technicznych. Tym razem otrzymujemy kreację stojącą na przeciwnym biegunie: techniki nie brakuje, jednak interpretator wsłuchuje się w retorykę fraz, świadomie i konsekwentnie kształtuje ich rysunek, w przemyślany, a poetycki sposób budując narrację tego bardzo narracyjnego utworu. Liryka przeważa tu przy tym nad konstrukcyjnością, przez co ustępy kontrapunktyczne nie stają się popisem warsztatu (czy to kompozytorskiego, czy pianistycznego), lecz epatują wyśpiewanymi uczuciami. Niestety, artysta ma zdecydowane skłonności do zbytecznego nadużywania pedału, co niekiedy podlewa owe uczucia dźwiękowym sosem (szczęśliwie unikającym czułostkowości), i traci na tym dykcja poetyckiego opowiadania.
Teraz na antenie
undefined - undefined
Następnie
undefined - undefined