Teraz na antenie
undefined - undefined
Następnie
undefined - undefined
Teraz na antenie
undefined - undefined
Następnie
undefined - undefined
Marta Kluczyńska, znakomita młoda dyrygentka, kierownik muzyczna Polskiego Baletu Narodowego, od pewnego czasu z powodzeniem realizuje rolę archeologa pamięci o zapomnianych polskich operach. W zeszłym roku na scenie Teatru Wielkiego - Opery Narodowej wystawiła koncertowo z powodzeniem Barbarę Radziwiłłównę Henryka Jareckiego (1888), w tym roku zwróciła uwagę publiczności na piątą w kolei operę Ludomira Różyckiego, rzecz o nieprzeciętnej wartości ekspresyjnej, dramaturgicznej i instrumentacyjnej – Beatrix Cenci (1926).
Marta Kluczyńska podczas rozpoczęcia sezonu recitali fortepianowych w Łazienkach Królewskich Foto: Marysia Zawada/REPORTER/East News
Dzieło miało w historii jedynie dwa wystawienia, przed wojną – premierowe w 1927 w Operze Warszawskiej i drugie – w 1935 roku w Operze Poznańskiej (szczęśliwie partytura i wyciąg fortepianowy dzieła przetrwały wojnę, pozostało jedynie zrekonstruować głosy orkiestrowe). Naznaczona duszną atmosferą zbrodni, zemsty i odkupienia w czystej miłości opera, do libretta Stefanii Różyckiej, żony kompozytora, jest adaptacją wczesnej, pozbawionej cech narodowych tragedii Juliusza Słowackiego (1832) pod tym samym tytułem, skojarzoną z wątkami z wcześniejszej tragedii jego angielskiego kolegi, Percy’ego Shelley’a - Rodzina Cenci (1818). Dramatyczny wątek młodej Rzymianki, która na skutek kazirodczych zapędów jej ojca, Francesca, zabiła go, a następnie, wydana Inkwizycji przez pałającego do niej rządzą lubieżnego mnicha-garbusa, Pietro Negriego, skończyła swój żywot - ścięta wraz z ukochanym, malarzem Giano Gianim (który zabił swojego brata – Pietra Negriego - w poczuciu zemsty), miał swój prototyp historyczny, a stał się później kanwą kilkunastu dzieł, głównie XIX- i XX-wiecznych w zakresie poezji, dramatu, eseju oraz malarstwa. Sztukę Słowackiego, niechętnie realizowaną, wystawił z powodzeniem Gustaw Holoubek w Teatrze TV w 1973 r., z pamiętnymi rolami Aleksandry Śląskiej jako matki (współuczestniczki zbrodni na Francesco), Magdaleny Zawadzkiej jako Beatrycze oraz Mieczysława Voita w roli zamordowanego. Libretto opery, pióra Stefanii Różyckiej, wzbogaca wątki z tragedii Słowackiego o rozbudowaną charakterystykę lubieżnego ojca (z tragedii Shelley’a), zmienia także zakończenie, kiedy ukochany Beatryx, malarz Giani, zabija swojego brata i idzie z nią na szafot (u Słowackiego umiera od połknięcia szkła).
Jaka jest muzyka opery Różyckiego? Trudno jednoznacznie ją scharakteryzować. Z całą pewnością porusza się w obrębie zaadaptowanego dość dawno przez kompozytora szeroko pojętego fin de siecle’u - w wersji słowiańskiej, z wartką charakterystyką bohaterów, gęstą, ale mistrzowsko moderowaną instrumentacją oraz rozlewnymi ariosami, przypominającymi rodzimą odmianę weryzmu. Ten swoisty eklektyzm jednak broni się znakomicie, bowiem wpisany jest w precyzję rysunku, wartkość akcji i ekspresjonistyczne nawarstwienia dramaturgiczne, które przypominają często inspiracje z klasyki straussowskich dramatów – Salome i Elektry (np. nie ma tu wstępu orkiestrowego, jak we wspomnianych dziełach). Instrumentacja, mimo pokaźnej obsady, jest przejrzysta i smakowita, epatuje w scenach zbrodni i grozy wieloma sonorystycznymi efektami. Ciekawe jest również wpisanie owego trójkąta bohaterów – pokrewnego Tosce (cierpiąca główna bohaterka – sopranistka, kochający ją malarz – tenor i pałający do niej rządzą demoniczny bohater – mnich, jak w Tosce – Scarpia–bigot) w plan wagnerowski. Ów inspirujący epokę, chociaż uważany za wsteczny, synkretyzm Pucciniego wzbogacony jest - poprzez symbolikę tonacji i obecność akordu tristanowskiego – wielkim duetem kochanków w klasztorze, przed ich pojmaniem przez inkwizycję, przypominającą duet z II aktu Tristana i Izoldy. Zbrodnia Beatryx przemienia się w upojenie miłosne, właściwe fin de siecle’owemu wyzwoleniu przez połączenie Erosa i Tanatosa, owej słodkiej śmierci. Do tego symbolika rodem z Pucciniego – egzekucja na głównych bohaterach odbywa się na Zamku Św. Anioła, a w momencie odkrycia zbrodni na ojcu pojawia się wielka ostinatowa scena z wplecioną modlitwą Maryjną (analogicznie do sceny z Te Deum w zakończeniu I aktu Toski). Ale Różycki nie byłby sobą, gdyby nie wątki stricte słowiańskie – ballada o Chrystusie chodzącym po świecie, śpiewana przez matkę głównej bohaterki w momencie chęci przebłagania Boga za zbrodnie, motywowi zbrodni dokonanej przez jej córkę towarzyszy również rozlewny temat przebaczenia, wyraźnie późnoromantyczny. Urzeka także siciliana o subtelnym, quasi-impresjonistycznym kolorycie jako wstęp do aktu III, w którym kochankowie chronią się przed inkwizycją w klasztornym wirydarzu. Fascynujący jest także wstęp do finałowego IV aktu, w którym pojawia się wspaniałe, rzadkie u Różyckiego ostinato, jak również zakończenie całej opery, gdzie przy dźwiękach dzwonów następuje egzekucja, a c-moll przeradza się w C-dur, w tle zaś rozbrzmiewa reminiscencja modlitwy chóru z II aktu. I ta synteza, rozpięta pomiędzy symboliką dźwięku b jako obszaru zbrodni a czystą tonacją E-dur w motywie miłości w całym dziele, przykuwa uwagę swą doniosłością dramaturgiczną.
Wykonanie nie miałoby swej roli, gdyby nie znakomici soliści. Magdalena Schabowska w partii tytułowej (sopran), ujmowała pięknem swojego aksamitnego, pełnego delikatnych portament, ale również silnego głosu. W partii jej matki, Lucrezii Cenci, Karina Skrzeszewska (sopran), solistka związana głównie z Wrocławiem, emanowała również siłą i precyzją. Niezawodny jak zwykle okazał się wielki miłośnik nieznanych polskich oper, Szymon Mechliński, kreując wyrazistą charakterologicznie postać demonicznego mnicha. Łukasz Załęski (tenor) jako Giano Giani zaskakiwał swobodą i ładną barwą, choć jego głos nie miał dostatecznej mocy, aby dorównać niemal wagnerowskim wymaganiom partii. Pozostali członkowie 13-osobowej obsady byli też znakomicie dobrani i śpiewali bez zarzutu, szczególnie Remigiusz Łukomski (bas) jako Ojciec Anselmo i młody solista, Michał Romanowski (również bas) jako Inkwizytor i Głos za Sceną. Całością wspaniale, z pasją, wyczuciem detali, ze znakomitym balansem i podskórnym nerwem, umiejętnością równowagi pomiędzy stroną liryczną a ekspresjonistyczną, dyrygowała Marta Kluczyńska.
Cóż, nie jesteśmy pewni przyszłego żywota polskiego Tristana w słowiańsko-pucciniowskim entourage’u¸ ale mistrzostwo orkiestry i przebieg dramaturgiczny opery (przy słabym, zatrącającym o grafomanię libretcie Stefanii Różyckiej), potwierdzają, że Ludomir Różycki był godnym spadkobiercą idei przełomowej grupy Młoda Polska w Muzyce. Odkrywajmy zatem dalej mniej znane dzieła, nie w poczuciu upojenia, ale z nieodmienną wiernością epoce.
Michał Klubiński
***
Ludomir Różycki, Beatrix Cenci (wykonanie koncertowe), soliści, Chór i Orkiestra Teatru-Wielkiego Opery Narodowej, Mirosław Janowski – przygot. chóru, Danuta Chmurska – przygot. solisty Chóru „Artos”, Kamila Siwińska – projekcje video, Tomasz Mierzwa – reż. świateł, Marta Kluczyńska – dyrygent, Teatr Wielki-Opera Narodowa, 11 V 2024.